piątek, 30 kwietnia 2010

Pierwszy raz...

Zupełnie przypadkowo trafiłam na blog Imoen http://home-and-me.blogspot.com/ i chyba zostanę na dłużej. Kobieta z duszą:)

Tak się składa, że organizuje ona Candy, w którym postanowiłam wziąć udział.
Moje pierwsze. Dlatego umieszczam u siebie notkę i biegnę się zapisać:)

A takie cuda można wygrać:
(zdjęcie autorstwa Imoen)



Tak przy okazji- dzisiaj znowu 'większy kaliber'. Tym razem jest to stary, odrestaurowany stolik - na jednej nóżce. To chyba najładniejszy mebel, z jakim miałam do czynienia.
Blat jest w kolorze ciemnego dębu, dół natomiast pastelowo biały, z przetarciami w stylu shabby chic.

Zobaczcie sami:






Pozdrawiam!

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

'Duży' kaliber...

No i się zaczęło!
Mój mąż przewidział to kilka miesięcy temu: 'jak zaczniesz od półek, to pewnie na stołach się skończy...albo- znając ciebie- nie skończy'.
Miał rację:)
Zrobiłam stół, a właściwie stoliczek. Ma 50 cm, więc jest mały, niepozorny, ale ma coś w sobie:)
Pozdrawiam!






PS. Na tym nie koniec...

środa, 21 kwietnia 2010

Po dłuższej przerwie...

Długo nie pisałam.
Ostatnie wydarzenia nie pozwalały na normalne funkcjonowanie, a tym bardziej na przyjemności.
By zapomnieć, uciekałam w pracę.

Towarzyszyły mi rozmaite refleksje na temat życia oraz wdzięczność, że posiadam tak wiele. Dzieci są zdrowe, rodzina szczęśliwa, w komplecie- czego można chcieć więcej?
Mało tego- świat za oknem zmienia się nie do poznania, na lepsze. Przyroda zbudzona z zimowego snu nastraja do spacerów, jest coraz cieplej i słońca nie brakuje. Mimo że codziennych trosk również, to jednak gdy aura sprzyja, o wiele łatwiej jest sobie z nimi radzić.

I weny nie brakuje:)

Moje ostatnie dzieła:
Kwietnik i kinkiet w stylu shabby chic










Dołączyła także nowa półka, która póki co jest biała, ale zastanawiam się nad przetarciem tu i ówdzie:)






Pozdrawiam serdecznie i życzę spokojnego wieczoru!

czwartek, 8 kwietnia 2010

O wolności, pewnej chorobie i dechach.

Dziś w radiowej Trójce była audycja o wolności.

Pewien aktor wypowiadał się o niej bardzo rzeczowo, a wspominam o tym, ponieważ jego poglądy są zadziwiająco bliskie moim. Mówił, że zdał sobie sprawę z faktu, iż życie trwa zbyt krótko, by je poniewierać niewolniczą pracą. Dni biegną wtedy tak szybko, że nie zauważamy pędzącego czasu.

Gdy pracujemy dużo i intensywnie, sprzed nosa uciekają nam w mgnieniu oka najpiękniejsze chwile. Zauważamy to zbyt późno lub wcale i nie muszę chyba pisać jakie są tego skutki.

No więc ten mężczyzna niedawno zasmakował wolności i chyba tak mu już zostanie- był przy tym bardzo szczęśliwy.
Cieszę się że go dzisiaj usłyszałam, bo nie towarzyszy mi już uczucie zupełnego odosobnienia. Niewiele jest osób, które potrafią zwolnić tempo lub zupełnie się zatrzymać i powiedzieć głośno, że nie żyją dla pracy lecz odwrotnie.

Padło w tej audycji także inne ważne stwierdzenie: totalna wolność w naszej rzeczywistości często wiąże się z biedą- równie totalną. Mam na myśli kwestie materialne, nie musi ona przecież oznaczać ubóstwa duchowego.

Dlatego sądzę, że trzeba wy-po-środ-ko-wać. Takie motto na dzisiaj. I jutro.
I mam nadzieję, że nie zatracę się w tym 'pośrodkowaniu', bo ta choroba wolnością zwana baaaardzo mi smakuje:)

Żeby nie było, że nic nie robię - bo robię:)