Dziś w radiowej Trójce była audycja o wolności.
Pewien aktor wypowiadał się o niej bardzo rzeczowo, a wspominam o tym, ponieważ jego poglądy są zadziwiająco bliskie moim. Mówił, że zdał sobie sprawę z faktu, iż życie trwa zbyt krótko, by je poniewierać niewolniczą pracą. Dni biegną wtedy tak szybko, że nie zauważamy pędzącego czasu.
Gdy pracujemy dużo i intensywnie, sprzed nosa uciekają nam w mgnieniu oka najpiękniejsze chwile. Zauważamy to zbyt późno lub wcale i nie muszę chyba pisać jakie są tego skutki.
No więc ten mężczyzna niedawno zasmakował wolności i chyba tak mu już zostanie- był przy tym bardzo szczęśliwy.
Cieszę się że go dzisiaj usłyszałam, bo nie towarzyszy mi już uczucie zupełnego odosobnienia. Niewiele jest osób, które potrafią zwolnić tempo lub zupełnie się zatrzymać i powiedzieć głośno, że nie żyją dla pracy lecz odwrotnie.
Padło w tej audycji także inne ważne stwierdzenie: totalna wolność w naszej rzeczywistości często wiąże się z biedą- równie totalną. Mam na myśli kwestie materialne, nie musi ona przecież oznaczać ubóstwa duchowego.
Dlatego sądzę, że trzeba wy-po-środ-ko-wać. Takie motto na dzisiaj. I jutro.
I mam nadzieję, że nie zatracę się w tym 'pośrodkowaniu', bo ta choroba wolnością zwana baaaardzo mi smakuje:)
Żeby nie było, że nic nie robię - bo robię:)